środa, 24 sierpnia 2016

Zardzewiały miecz Zawiszy


Od czasu gdy pramałpa  i praczłowiek pomachali wspólnemu dziadkowi na  do widzenia i każde poszło swoją drogą, człowiek doskonali się w dwu dziedzinach. Pierwsza to zabijanie, druga komunikacja. Oczywiście mam na myśli komunikację jako proces przekazywania informacji, a nie dłubane z pni drzew autobusy.

Przez wieki  równorzędnie rozwijały się metody ostrzenia zarówno śmiercionośnych czubków, jak i słów.  W czasach potocznie nazywanych rycerskimi, wyostrzony miecz  kaleczył i zabijał równie łatwo jak ostre słowo.  W przypadku miecza, spowodowane to było  tężyzną fizyczną i wciąż doskonaloną techniką. Wobec braku telewizji, komputerów i innych gadżetów, rycerstwo całymi dniami ćwiczyło się w sprawnym podrzynaniu gardeł.
No cóż, jakie czasy taka rozrywka.
W przypadku słowa, powód nie był techniczno-fizyczny lecz umysłowy. Na wyposażeniu bowiem rycerzy prócz mieczy, toporów czy  mizerykordii był również honor.  Jeśli słowo nie tylko ostre było lecz i prawdziwe, zaatakowany nim człowiek wykrwawiał się gdzieś  na banicji. Jeśli zaś prawdy w słowie nie było, dowodził swej niewinności  stalowym ostrzem i  albo ginął, albo utłukł tego co kłamstwem wojował.  Oczywiście to bardzo romantyczne uogólnienie. Nie każdy był uczciwy, nie każdy był honorowy, ale były to przymioty szanowane i cenione. Jak zbroja, czy tarcza chroniły przed ostrym mieczem, tak one chroniły przed ostrym słowem.



Postęp gna do przodu. Karabiny, pistolety, granaty, bomby wyparły miecze. Kevlarowe  kamizelki zastąpiły ciężkie zbroje. Słowo pozostało słowem. Nadal ciąć  ostro potrafi. Stało się ulubioną bronią ogółu.  Wydawałoby się, że mniejszą ewolucję niż miecz przeszło, ale to mylne wrażenie. Gdyby dzisiaj nadal mieczami wojowano, to pewnie rynek oręża zalałyby chińskie podróbki. Nie cieszyłyby się one powodzeniem i wojowie szukaliby damasceńskich lub innych szlachetnych ostrzy.







A słowo?
Obecnie im bardziej podrobione, im bardziej fałszywe, tym dotkliwiej rani, tym pewniej zabija. Uczciwość i honor nie bronią już przed jego ostrzem.  Dlaczego? Większość słowem wojujących używa tej broni skrycie. Ludzie z lubością  obserwują lot błyszczącego ostrza i z westchnieniem zachwytu kwitują moment   gdy wbija się w atakowanego. Najczęściej w jego plecy. Nikt nie patrzy na rękę, która cisnęła grot. Nie liczy się technika cięcia. Liczy się wyłącznie efekt rozbryzgu krwi.

Zaatakowany nie ma szans uczciwego, honorowego odparcia ataku. Kogo ma wyzwać na pojedynek? Bezpostaciowy „nick”? Niepodpisany wpis w Internecie?  Tłum, w którym nikt nie ma odwagi się przyznać?
Nawet jeśli atakowanemu uda się ustalić przeciwnika, o honorowym pojedynku nie ma co marzyć. W dzisiejszych czasach nie odpowiada się mieczem na słowo. Byłoby to użycie środka niewspółmiernego do zagrożenia. Na słowo powinien więc odpowiedzieć słowem. Jednak człowiek honorowy, uczciwy, ostrze słów swoich ze szlachetnej wykuje stali,  a ta nie przechodzi przez słowoodporne kamizelki , w które natura wyposaża głównie tchórzy, „hejterów”, lawirantów, hipokrytów, karierowiczów.


Miecz Rycerza z Grabowa, przeżarła rdza.