W poprzedni czwartek, jak zawsze pełen zapału do twórczych
dyskusji, spotkałem się ponownie z grupą wspaniałych ludzi na „Czwartkowym,
kulturalnym drugim śniadaniu”. Kto nigdy
na naszych spotkaniach nie był, ten nie zrozumie dlaczego są one dla mnie tak
ważne. Kilka godzin pracy umysłu na najwyższych obrotach i dyskusje, które nie
są jałowym przerzucaniem się słowami. Wszystko co nasza grupa przedyskutuje,
przekutym staje się w działanie.
Spotkania nasze są otwarte dla wszystkich i pojawiają się na nich ciekawi ludzie. W ten czwartek swojego gościa
przyprowadziła jedna z koleżanek. Wstyd
mi teraz za moje pierwsze odczucie. Gdy usłyszałem, że jest to Pani z Federacji
Rodzin Katyńskich, moja werwa, moja energia gdzieś nagle zniknęły. Zniknęły w
medialnym zaduchu, który ten temat otacza.
Do dziś nie mogę wybaczyć sobie takiej reakcji i ta krótka opowieść
niech będzie moimi przeprosinami.
Dane mi było przeżyć najwspanialszą lekcję historii.
Najwspanialszą, bo historii prawdziwej, nie książkowej, nie wykrzyczanej z
mównic, tylko opowiedzianej cichym,
drżącym głosem.
Dla Pani Krystyny historia Katynia zaczęła się od moli. W
mieszkaniu jej męża poszukiwanie gniazda owadów zakończyło się odkryciem podwójnego dna
w tapczanie. Podwójne dno skrywało siedzibę szkodników i ich pożywkę, czyli historię. Pamiątki po teściu, którego
nigdy nie poznała. Poznała jednak jego dzieje, i ich tragiczny koniec noszący nazwę , w tamtych czasach szeptaną, Katyń.
Słuchałem opowieści snutej cicho, bez patosu. O poszukiwaniach
prawdy, o walce o uszanowanie prawdy i o prawdziwych historiach ludzi, którzy
po latach mogli wreszcie przyklęknąć nad
grobem bliskich.
Tylko raz drżący głos Pani Krystyny stał się twardy,
stanowczy, choć nadal przepełniony bólem, a nawet tym bólem zwielokrotniony.
Stało się to w chwili, gdy mówiła o wykorzystywaniu tragicznej historii
Katynia, Ostaszkowa, Starobielska w populistycznych
zabiegach dzisiejszych polityków.
Nie lubię moli, ale jestem w stanie zrozumieć, że zżerają nasze
pamiątki. To nie ich historia, to nie ich
świat.
Brzydzę się innych szkodników. Wyżerających dziury w historii,
będącej również i ich historią, historią również ich świata. Żerujących na ludzkich
tragediach. Tańczących swoją „politpolkę”
na grobach tych, których dusze, dzięki
takim wspaniałym ludziom jak Pani Krystyna, znalazły wreszcie ukojenie.
Przed molami możemy nasze pamiątki chronić. Jest wiele
sposobów. Ale jaki jest sposób na te
drugie szkodniki?