poezja spod kopuły

L’ARTE VERA
Mistrzowi sztukmistrzów
Grzegorzowi Kempinsky

Jestem mistrzem, sztukmistrzem, kuglarzem.
Dzisiaj nowe jest przedstawienie!
Serce wyrwę i jeszcze bijące,
na swej dłoni, wszystkim pokażę!
Pana to nie interesuje?
Pani takie sztuczki nie bawią?
Pan to widział we Włoszech…
Zamiast serca atrapę,
błazen rzucił w widownię,
obryzgując keczupem…
Tu, zaręczam, nic z tego.
Wszystko będzie prawdziwe.
Krew i serce na dłoni,
wciąż bijące, wciąż żywe.
Pan chce dostać rękojmię?
Pan mi nadal nie wierzy…
Kasa odda za bilet,
gdybym spektakl ten przeżył.
Drogie Panie, Panowie!
Zaraz sztuka się zdarzy!
Będę mistrzem sztukmistrzów!

Albo mistrzem kuglarzy…





IKAR ROCZNIK  64

Plecy mam szerokie.
Skrzydła się na nich zmieszczą,
Więc takie sobie zmajstruję,
Niech chmury mnie wypieszczą.
Uniosę się wysoko, wysoko
I wyżej, wbrew naturze.
A wszystko po to,
By spadać jak najdłużej.




Z MOKRĄ GŁOWĄ

Deszcz kropelkami zadeszczył świat.
Idę ulicą, jak brzuch ryby śliską.
Drzewa kołyszą się w kroków takt
I gałęziami kłaniają nisko.

Opite kwiaty psychodelicznie
Barwy zmieniają i kształty.
W studzienkach woda tak nostalgicznie,
Szumi jak morze Bałtyk.

Anorektyczne, wiotkie latarnie
W sukniach z mgieł srebrnych uszytych,
W szpalerach stoją dumne i karne,
Choć w perspektywach rozmytych.

Idę ulicą pełen zachwytu.
Obrazem, dźwiękiem skłębiona głowa.
Myślę o jednym. O tym, jak by tu,
Oddać to wszystko w słowach.



ŚWIATY DWA

jest mój świat i świat
tamten drugi
w moim barwne kształty
w tamtym ledwo smugi
mój świat jest mały
w mej głowie się mieni
tamten przeogromny
w kosmicznej przestrzeni
w moim uprawiam
poletko myśli
oddycham swobodnie
wierzę w co się przyśni
tamtego się boję
choć mnie głośno woła
bym zajął  jego
nieobsiane pola

był czas że mojego
za mało mi chciałem więcej
lecz wtedy zamiast obcych pól
zaanektowałem serce



Magdalenie Poulain

***

Do ludzi myśli tyle wysyłam w słowach…
Choć słowa od liter pękate i dźwięku,
Że niepiśmienny jestem niemowa,
Nie umiem wciąż pozbyć się  lęku.



MOJE DZIKIE ZWIERZĘ

Dzikie zwierzę się we mnie ciska.
Zębami kłapie okrutnie.
Choć pianę toczy z pyska,
To oczy ma jakieś smutne.

Jak w mięso wgryza się w życie,
Wiecznie czegoś spragnione.
Dzikie w swym dzikim bycie.
Dzikie, bo osamotnione.

Jeśli zechcesz poskromić,
Batem lub  łakociami,
Będzie wiernie cie bronić,
Przed innymi zwierzami.

Albo dzikość natury,
Uda tylko uśpioną.
Chwilę schowa pazury,
Lecz przegryzie smycz swoją.


BALLADA Z GORYCZKĄ

O życie niedbale oparty,
Jak o bar łokciami wytarty
W knajpie, w której cieniach
Chowają się wspomnienia.
Czasu piwną goryczkę,
Smakuje maleńkim łyczkiem,
Nie śpieszy się wcale,
Stały bywalec.
Nikt się do niego nie przysiada,
Więc czasem do lustra zagada.
Z  ironią toast „na zdrowie”,
Wzniesie samotny człowiek.
A kiedy wyjdzie cichutko,
Nikomu w knajpie nie zrobi się smutno,
Bo jutro, już jutro,
Przed lustrem, przy barze,
Nowe pojawią się twarze.
I człowiek, co czasu goryczkę,
Smakować będzie łyczkiem,
Nie śpiesząc się wcale,
Kolejny bywalec.


PRZEISTNIENIE

Przechodziłaś  przez próg?
Czy to tylko na luźnych zawiasach
Drzwiami wiatr stuk, puk,
Gdy po pustych pokojach hasa?
Mówiłaś do mnie?
Czy to tylko szeleszczą
Garsteczki wspomnień,
Jak liście późną jesienią,
Co były, a nie są,
Niczego nie zmienią?
Twój dotyk?
Czy tylko pragnienia
Twardy narkotyk,
Skórę napiętą przemienia
W czuły detektor tego,
Co przeminęło,
Co przeistniało,
Czemu się nawet echem, 
Już być nie chciało?


KLEPSYDRA

Ziarenkiem między palcami,
Cholerne czasu przemykanie.
O cichej godzinie nad ranem,
Lękliwe ziaren przeliczanie.
Czy wystarczą na dzień następny,
Na następne, kolejne po nim,
Małe czasu ziarenka,
Znikające z zaciśniętej dłoni?

Coraz ciszej klepsydra
Ziarenkami szeleści.
Coraz więcej w niej lęku,
Niż ziarenek się mieści.