niedziela, 30 października 2016

Zaduszki, czyli pamięć zaduszona

Wszystkich Świętych i Zaduszki. Nie lubię tych dni. Dlaczego? Bo w bardzo wielu przypadkach nie mają  one nic wspólnego  z pamięcią o Tych, którzy odeszli.

Trudno mi za objaw szacunku  uznać  ten nagły spęd żyjących krewnych i znajomych nad grobami. Te dziesiątki zniczy, wiązanek im droższych, im bardziej rzucających się w oczy, tym lepszych. Trudno, bo ja na grób mojego ojca chodzę często. Nie tylko pierwszego listopada. I idąc cmentarzem miesiąc, dwa, pół roku po Wszystkich Świętych, na wielu grobach widzę ciągle te same wypalone, złuszczone znicze. Kępki wysuszonych wiązanek, nagie kikuty łodyg kwiatów, które już dawno wypłakały swoje płatki.

Na niektórych grobach  z daleka tak źle to nie wygląda. To nie dzięki temu, że ktoś częściej okazuje pamięć. To trudny do zniszczenia, kolorowy plastik kwiatów. Ale z bliska widać podwójną hochsztaplerkę. Kwiaty pokryte kurzem zeszłorocznego święta są tak samo sztuczne,  jak pamięć tych co je położyli.


Gdy pierwszego listopada  będziecie szukali miejsca do zaparkowania wśród wypucowanych samochodów. Gdy będziecie lawirowali wśród rozstawionych wszędzie straganów z kwiatami, zniczami, obwarzankami, balonikami.  Gdy  będziecie na cmentarzu przeciskali się przez wystrojony tłum. Gdy będziecie oddychali powietrzem, w którym zapach naftaliny z futer wyciągniętych z szaf specjalnie na tę okazję, perfum, smażonych kiełbasek i popcornu będzie silniejszy od zapachu zniczy, pomyślcie, czy to naprawdę jest PAMIĘĆ?



piątek, 21 października 2016

Kultura, czyli lot nad kukułczym gniazdem.



Historia moja krótka o gnieździe pewnym, jeśli nie orlim, to sokolim przynajmniej.

Dorastały sobie w nim pisklęta tkliwe – Teatr, Literatura, Muzyka, Film, Malarstwo, Rzeźba i jeszcze parę. Jak to wśród rodzeństwa bywa, pisklęta różną kondycję miały, czasem między sobą się podziobały, ale w bezpiecznym gnieździe dorastając, wszystkie rosły, rosły, rosły  w siłę.

Pewnie wyrosłyby i cieszyły nasze dusze swym niebosiężnym lotem, ale gdy spojrzałem w gniazdo ostatnio, ujrzałem skarlałe jakieś, niedożywione, wypłoszone. Ale nie wszystkie. Dwa jakieś inne, jakby nie orlo- sokole. Rozdęte żarciem i pychą, najgłośniej o karmę wrzeszczące.

Kukułka, dwie właściwie, „niewinne” zazule sprawczyniami stanu takiego. Każda po jednym jajku w gniazdo wrzuciła. Jedna to Władza.  Z  jej cętkowanego jaja pisklę, Polityką zwane, się wykluło. Nadyma się i puszy, inne pisklęta sobą przygniatając. Druga, co jajo swe wrzuciła, to Mamona. Pisklę z jej miotu cwane, zaborcze,  co da się w gnieździe pożreć, pożera. Od innych  piskląt wygłodniałych przydomek adekwatny dostało – „Komercha”.

I rządzą sobie pospołu, w gnieździe kultury naszej,
Rozważcie tę historię,

Bo to historia, nie tylko rodziny ptasiej.

poniedziałek, 17 października 2016

Słownik pojęć niedowyjaśnionych. Hasło na "P" - porarzycienie mózgowe

PORARZYCIENIE MÓZGOWE

Choroba wirusowa niszcząca ośrodki w mózgu człowieka odpowiedzialne za intelekt, samokontrolę, analizę, wrażliwość, pamięć, godność itp. Prawie nienaruszone zostają ośrodki odpowiedzialne za motorykę.

Osobnik z porarzycieniem mózgowym w charakterystyczny sposób porusza się i mówi. Przeważają u niego ruchy poddańcze,  z typowym pochyleniem ciała na wysokość bioder osobnika stojącego wyżej w hierarchii danej grupy. Wypowiedzi składają się wyłącznie z automatycznie powtarzanych, wyuczonych frazesów.

Zarażenie następuje wskutek analizacji, kolokwialnie nazywanej „włażeniem w dupę”.


Do chwili obecnej nie wynaleziono skutecznego lekarstwa,  więc nacisk kładzie się na zapobieganie zarażeniu. ŚWIRUS (Światowa Agencja Zwalczania Wirusów Atakujących Intelekt) zaleca utrzymywanie wyprostowanej sylwetki i ćwiczenia usztywniające kręgosłup moralny.


piątek, 7 października 2016

Dobra rada, czyli na co Alka-Prim nie pomoże

Mądry mój ojciec, gdy dorastałem, starał się przekazać mi jak najwięcej mądrych rad. Oczywiście, dobre rady nie są tym, czego młodzi słuchają chętnie. Ja nie byłem wyjątkowy, więc zacząłem się do nich stosować dość późno. Niekiedy nawet za późno.

Po latach doszedłem do wniosku, że  wiele mądrości ojcowskich  powinienem rozumieć znacznie szerzej, niż wskazywał to ich prosty przekaz.

Taka, znana wszystkim, dobra rada: „nie mieszaj”. W swoim prostolinijnym, młodocianym podejściu do życia, po kilku gigantycznych kacach, byłem pewien, że ojcu chodziło wyłącznie o mieszanie trunków.

Na całe szczęście dość szybko  zrozumiałem, że miał na myśli znacznie więcej. „Nie mieszaj”, czyli uważaj z łączeniem tego, co połączone być nie powinno.

Nie lubię bolesnych upadków. Nie sprawia mi też przyjemności widok  kogoś, kto obija sobie kolana lub głowę. Staram się więc, w miarę moich możliwości, samemu nie upadać i innych podtrzymywać.

Wiem, wiem, trochę to zabrzmiało jak manifest samarytanina. Nie jestem nim. Po prostu „mieszanie” niektórych niekompatybilnych elementów, daje efekt domina. Ten, kto namieszał upada, ale przewraca też innych, wśród których mogę znaleźć się i ja.

Wśród takich rykoszetujących mieszanek nie stawiam na pierwszym miejscu wódy i piwa, choć to połączenie daje szybki , „upadłościowy” efekt.

Na szczycie mojej top listy są dwie inne niestrawne „mikstury”.
Pierwsza to łączenie religii z polityką, druga wlewanie polityki do kultury.

Niestrawność takich koktajli  już wielokrotnie została udowodniona w historii i to nie tylko starożytnej,  ale i tej najnowszej. Zdaje mi się jednak, że wiedza o dziejach ludzkości nie jest najmocniejszą stroną Polaków. Nie jest też nią stosowanie się do mądrych rad, ale tli się we mnie nadzieja, że może mój „głos na puszczy” usłyszy choć garstka. Garstka również zakrzyczy to samo i dobra rada, jak kręgi na wodzie od małego kamyka, rozejdzie się na szerokie wody.

Łączenie religii z polityką daje fanatyzm, który przecież, w odniesieniu do innych niż nasza wiara, potępiamy. Tak trudno zrozumieć, że jeśli coś jest złe u innych, w naszym domu nie jest wcale lepsze? Czy myśli kłębiące się w głowie okrytej turbanem tak bardzo różnią się od tych przegrzanych moherem?

Polityka i kultura, to takie połączenie   jak ogórek kiszony i mleko. Efekt podobnie nieestetyczny. Mimo to, smród z niego płynący  czujemy w Korei, a nie wykręca nam nosów nad Wisłą. Wyszydzamy plamy jakie pozostawił socrealizm, a nie zauważamy, że obecnych plam długo nie da się sprać.


Dlatego więc posłuchajcie mądrej chyba rady. Nie mieszajcie, bo efekt to coś więcej niż kac i Alka-Prim  nie pomoże.


niedziela, 2 października 2016

Uniesienie z przyziemieniem, czyli zasada istnienia wszechświata

Jeśli jest białe, to gdzieś tam musi być czarne. Jeśli jest coś wielkie to i coś małe się znajdzie. Zasadą istnienia wszechświata są przeciwieństwa. Yin i Yang, dobro i zło, piękno i brzydota, światło i mrok.

Co mnie tak na filozofowanie wzięło? Sprawa zaiste przyziemna, przypodłogowa, a właściwie napodłogowa. Ale zacznę od początku.

Wczorajszego wieczora udałem się z moim przeciwieństwem, kobietą, na spotkanie ze sztuką i humorem naprawdę wysokich lotów. Fantastyczny wieczór „Teatru na Piotrkowskiej”.  
Humor taki jak lubię, prosty ale nie przaśny, przemyślany ale nie wydumany, czyli „Impro Atak” w akcji.  Po dawce śmiechu, było już tylko lepiej. Sztuka na wysokim poziomie. Naprawdę wysokim, skoro ja, nie pałając nigdy miłością do baletu, przez dwie godziny  nie mogłem oderwać oczu od wydarzeń na scenie. Miscenium rockowe „Łajza”, zderzenie subtelności tańca z ostrymi, fabularnymi wręcz tekstami rockowego zespołu „Normalsi”.  Wywołującej drganie przepony i zmianę rytmu serca współczesnej muzyki z lekkością suit Bacha. Gitarowych riffów z drżącym dźwiękiem skrzypiec.  Przeciwieństwa połączone z wielkim artyzmem w poruszającą, przemawiającą do mnie historię.

Po powrocie do domu, jeszcze długo w nocy rozmawiałem z moim przeciwieństwem o spektaklu. Tym razem niezwykle harmonijnie.



Ale,  jak na wstępie zauważyłem,  istotą istnienia wszechświata jest przeciwieństwo. Rano przypomniał mi o tym mój pies, który mojemu, metafizycznemu wręcz, uniesieniu po spotkaniu ze sztuką, przeciwstawił swoje,  jakże przyziemne, napodłogowe  niezadowolenie spowodowane, zapewne,  kilkoma godzinami wieczornej samotności, za którą nie przepada.

Sprzątając efekty tego niezadowolenia, by odwrócić uwagę od ich mocno fizycznych aspektów, zacząłem właśnie owo poranne filozofowanie.

Gdy już ustaliłem, że przeciwieństwa budują wszechświat, poczułem wręcz ulgę. Skoro tak jest, to na największe zło znajdzie się wielkie dobro. Obok złych ludzi, stoją dobrzy. I tak dalej, i tak dalej. Po raz pierwszy od długiego czasu, spokojnie obejrzałem wiadomości. Były, co prawda, denerwujące i niepokojące, pełne głupich wypowiedzi głupich ludzi , ale zapewne będą kiedyś ich przeciwieństwa.


I już, już byłem bliski zadowolenia z życia, gdy mój pies, swoją miną pełną skruchy,  przypomniał mi, że gdy  będzie cudownie, może się tego stanu objawić przeciwieństwo.