Wszystkich Świętych i Zaduszki. Nie lubię tych dni.
Dlaczego? Bo w bardzo wielu przypadkach nie mają one nic wspólnego z pamięcią o Tych, którzy odeszli.
Trudno mi za objaw szacunku uznać ten
nagły spęd żyjących krewnych i znajomych nad grobami. Te dziesiątki zniczy,
wiązanek im droższych, im bardziej rzucających się w oczy, tym lepszych.
Trudno, bo ja na grób mojego ojca chodzę często. Nie tylko pierwszego listopada. I idąc
cmentarzem miesiąc, dwa, pół roku po Wszystkich Świętych, na wielu grobach
widzę ciągle te same wypalone, złuszczone znicze. Kępki wysuszonych wiązanek,
nagie kikuty łodyg kwiatów, które już dawno wypłakały swoje płatki.
Na niektórych grobach
z daleka tak źle to nie wygląda. To nie dzięki temu, że ktoś częściej okazuje
pamięć. To trudny do zniszczenia, kolorowy plastik kwiatów. Ale z bliska widać
podwójną hochsztaplerkę. Kwiaty pokryte kurzem zeszłorocznego święta są tak
samo sztuczne, jak pamięć tych co je
położyli.
Gdy pierwszego listopada będziecie szukali miejsca do zaparkowania
wśród wypucowanych samochodów. Gdy będziecie lawirowali wśród rozstawionych
wszędzie straganów z kwiatami, zniczami, obwarzankami, balonikami. Gdy będziecie
na cmentarzu przeciskali się przez wystrojony tłum. Gdy będziecie oddychali
powietrzem, w którym zapach naftaliny z futer wyciągniętych z szaf specjalnie
na tę okazję, perfum, smażonych kiełbasek i popcornu będzie silniejszy od
zapachu zniczy, pomyślcie, czy to naprawdę jest PAMIĘĆ?