W absurdalnym świecie człowiek zaczyna mieć absurdalne
myśli. Świat staje się coraz bardziej
absurdalny, więc ja, czując się
człowiekiem, zaczynam absurdalnie myśleć.
Siedzę sobie, na przykład , w kolejce do lekarza. Kolejka wystarczająco
długa by przeczytać, od deski do deski,
„W poszukiwaniu straconego czasu” lub dla wolniej czytających, „Stąd do wieczności”. Gdy lektury
zabraknie, zaczynam z nudów animizować w myślach otaczający mnie świat. Jest to
znacznie bezpieczniejsze niż przyglądanie się ludziom, bo wpatrywanie się w
osoby w kolejce przede mną może być wzięte za kombinację jak zająć ich miejsce
bliżej drzwi gabinetu, a w tych za mną jako złośliwe wywyższanie spowodowane lepszą
pozycją startową w maratonie po zdrowie. Niestety korytarze przychodni są dość
ubogie w elementy i po ożywieniu wieszaka, kosza na śmieci i plakatu o
chorobach wenerycznych, zaczynam się ponownie nudzić. Sięgam więc na wyższy poziom i zaczynam
personifikować pojęcia abstrakcyjne.
Ponieważ największą abstrakcją naszego absurdalnego świata
jest polityka, zrozumiałe, że jako pierwsza przychodzi mi na myśl.
Polityka, słowo rodzaju żeńskiego. Jako człowiek z natury
leniwy nie wysilam się zbytnio i
wyobrażam ją sobie oczywiście jako kobietę. Z uwagi na charakter polityki, oczywiście kobietę
określonego autoramentu.
Gdy już stoi przede mną ubrana adekwatnie do swojego
charakteru, ja adekwatnie do swojej samczej natury, zaczynam
ją z fatałaszków w myślach rozbierać.
Na ogół zbyt dużo z niej nie zdejmuję. Pierwszy powód to
taki, że nigdy nie potrafię polityki
wyobrazić sobie jako atrakcyjnej pani, drugi, że gdy już jestem tak
zdesperowany czekaniem, iż rozbieram politykę, wzywają mnie do gabinetu.
Ostatnio jednak, albo kolejka dłuższa była niż zazwyczaj,
albo myśli moje mniej rozwlekłe, doszedłem do bielizny.
Ponieważ tym razem wyobraźnia podsunęła mi dość szkaradną
personifikację owego absurdu, bielizna była równie mało atrakcyjna. Stała więc przede mną owa paskuda nie do końca
rozdziana, a w oczy pierwsze rzucały się ogromne pantalony.
Pantalony, damskie niewymowne, reformy. Zacząłem owe reformy
w myślach zmieniać, przerabiać. Różna wielkość, kolor, a to tu koronka, a to
tam tasiemka. I w reformy coraz to nowe ubrana stała przede mną polityka.
Pewna myśl, wcale nie abstrakcyjna i absurdalna, coraz
mocniej świdrowała mój umysł.
Reformy coraz to inne na tej mojej spersonifikowanej
polityce, ale pod nimi i tak zawsze dupa.