Wielu znajomych zazdrości mi domku. Może nie tyle samego budynku,
bo to zwykły „segmentowiec”, ile położenia. Narożny, więc i teren troszkę większy i sąsiedzi tylko
z jednej strony. A po drugiej stronie, to czego mi najwięcej zazdroszczą.
Olbrzymi teren ogródków działkowych o wdzięcznej nazwie „Azalia”.
Ja z sąsiedztwa zadowolony jestem tylko jednostronnie, i to,
na przekór znajomym, z tej zabudowanej strony. Bo jeśli chodzi o „przyrodę” za
płotem, to naliczyłem więcej minusów niż plusów.
Najpierw co na plus, bo to krótko będzie. Przez większą
część roku zielono za oknem.
I już. KONIEC.
Minusów jest wiele, niektóre bardziej, inne mniej uciążliwe. Choćby ta zieleń. Póki
zielona cieszy oko, lecz gdy w przepiękne jesienne barwy się zmienia, oko
cieszyć przestaje. Głównie dlatego, że z poziomu oczu znika i na poziomie stóp
na podwórku ląduje. Właściciele domków doskonale wiedzą co to odśnieżanie, ja
na dodatek mam jeszcze odliścianie. Ale
to minus z tych mniej uciążliwych. Można rzec ekologiczny, więc do przyjęcia.
Mniej ekologiczny i mniej do przyjęcia jest wszechobecny,
całodzienny i codzienny hałas. Na
międzynarodowym lotnisku jest ciszej. No chyba, że to Modlin.
Kosiarki, pilarki, dzieciaki, radioodbiorniki wydające
odgłosy wspólnie, naprzemiennie i jeszcze w kilku innych kombinacjach. W
nielicznych momentach braku prądu i zapychania dzieciom buziek obiadami
pichconymi przez zapobiegliwe babcie, cisza też nie następuje, a to za sprawą pewnej
pary działkowiczów. On głuchy jak pień, ona z głosem nie dość, że donośnym, to
jeszcze w tonacji tłukącego się szkła.
Podobno ogień zwalcza się ogniem, więc postanowiłem hałas
zwalczać hałasem.
Na tarasie, w kierunku działek , ustawiłem dwa głośniki. Podłączyłem
mikrofon do wzmacniacza, podkręciłem „na maxa” i zacząłem wyśpiewywać na ludowa nutę:
„W mym ogródku rosną
drzewka
a za nimi domy
W jednym z domków
mieszka sąsiad
hałasem wkurzony”.
Gromkie brawa, nie były tym efektem jakiego oczekiwałem. No
cóż, sława potrafi przyjść niespodzianie.
Skoro walory estetyczne pieśni mojej zostały dostrzeżone, to może i z czasem
treść dotrze do działkowiczów. Podbudowany ta myślą, postanowiłem z innymi
minusami sąsiedztwa działek rozprawiać się w ten artystyczny sposób.
Na terenie ogródków są toalety. Ustawione obok świetlicy
nowiutkie „tojtojki”. Komu by się chciało taki kawał latać? Za domkiem na
działce, każdy ma kompost i to sprawę, nomen omen, załatwia. Ponieważ mnie załatwia
smród z tego płynący, w eter popłynęły kolejne słowa wyśpiewane przeze mnie na
ludową nutę (jedyną, z która sobie radzę):
„Wielka sprawa w tym,
że wyrosło drzewko.
Sąsiad je podlewa.
Czym?
Pewnie nie konewką".
Wyśpiewałem i czekam na efekty artystycznej walki z minusami
sąsiedztwa ogródków działkowych.