poniedziałek, 5 września 2016

Sąsiedztwo, czyli minusy plusów


Wielu znajomych zazdrości mi domku. Może nie tyle samego budynku, bo to zwykły „segmentowiec”, ile położenia. Narożny,  więc i teren troszkę większy i sąsiedzi tylko z jednej strony. A po drugiej stronie, to czego mi najwięcej zazdroszczą. Olbrzymi teren ogródków działkowych o wdzięcznej nazwie „Azalia”.

Ja z sąsiedztwa zadowolony jestem tylko jednostronnie, i to, na przekór znajomym, z tej zabudowanej strony. Bo jeśli chodzi o „przyrodę” za płotem, to naliczyłem więcej minusów niż plusów.
Najpierw co na plus, bo to krótko będzie. Przez większą część roku zielono za oknem.

I już. KONIEC.

Minusów jest wiele, niektóre bardziej,  inne mniej uciążliwe. Choćby ta zieleń. Póki zielona cieszy oko, lecz gdy w przepiękne jesienne barwy się zmienia, oko cieszyć przestaje. Głównie dlatego, że z poziomu oczu znika i na poziomie stóp na podwórku ląduje. Właściciele domków doskonale wiedzą co to odśnieżanie, ja na dodatek mam jeszcze odliścianie.  Ale to minus z tych mniej uciążliwych. Można rzec ekologiczny, więc do przyjęcia.

Mniej ekologiczny i mniej do przyjęcia jest wszechobecny, całodzienny i codzienny hałas.  Na międzynarodowym lotnisku jest ciszej. No chyba, że to Modlin.

Kosiarki, pilarki, dzieciaki, radioodbiorniki wydające odgłosy wspólnie, naprzemiennie i jeszcze w kilku innych kombinacjach. W nielicznych momentach braku prądu i zapychania dzieciom buziek obiadami pichconymi przez zapobiegliwe babcie, cisza też nie następuje, a to za sprawą pewnej pary działkowiczów. On głuchy jak pień, ona z głosem nie dość, że donośnym, to jeszcze w tonacji tłukącego  się szkła.

Podobno ogień zwalcza się ogniem, więc postanowiłem hałas zwalczać hałasem.
Na tarasie, w kierunku działek , ustawiłem dwa głośniki. Podłączyłem mikrofon do wzmacniacza, podkręciłem „na maxa” i zacząłem wyśpiewywać  na ludowa nutę:

„W mym ogródku rosną drzewka
 a za nimi domy
W jednym z domków mieszka sąsiad
hałasem wkurzony”.

Gromkie brawa, nie były tym efektem jakiego oczekiwałem. No cóż, sława potrafi przyjść  niespodzianie. Skoro walory estetyczne pieśni mojej zostały dostrzeżone, to może i z czasem treść dotrze do działkowiczów. Podbudowany ta myślą, postanowiłem z innymi minusami sąsiedztwa działek rozprawiać się w ten artystyczny sposób.

Na terenie ogródków są toalety. Ustawione obok świetlicy nowiutkie „tojtojki”. Komu by się chciało taki kawał latać? Za domkiem na działce, każdy ma kompost i to sprawę,  nomen omen, załatwia. Ponieważ mnie załatwia smród z tego płynący, w eter popłynęły kolejne słowa wyśpiewane przeze mnie na ludową nutę (jedyną, z która sobie radzę):

„Wielka sprawa w tym,
 że wyrosło drzewko.
Sąsiad je podlewa. Czym?
Pewnie nie konewką".


Wyśpiewałem i czekam na efekty artystycznej walki z minusami sąsiedztwa ogródków działkowych.