poniedziałek, 30 maja 2016

Czas nieistotny wobec wieczności

Cóż, człowiek się starzeje. Coraz częściej coś strzyka kiedy nie powinno, lub nie strzyka choć powinno. Tym razem jednak strzyknęło o jeden raz za dużo i trochę za mocno. Zgięło mnie w pół i tak trzymało w pozycji Japończyka witającego dostojnego gościa. Bardzo dostojnego. Tam, podobno, im bardziej się pochylisz, tym większy okazujesz szacunek. Ja spojrzałem na to z drugiej strony. Dosłownie z drugiej. Bo, owszem, od przodu pozycja w jakiej zastygłem, mimo mojej skrzywionej miny, mogła być brana za wyraz szacunku, ale od tyłu… wyrażałem raczej całkowity jego brak. Żeby więc uniknąć nieporozumień, bo zawsze się ktoś z tyłu znajdzie, udałem się do przychodni w nadziei, że jakiś specjalista mnie wyprostuje. Po kilku godzinach stania w kolejce dostałem się przed oblicze pani rejestratorki. No niezupełnie przed oblicze, bo z uwagi na moją pozycję, oblicza nie widziałem. Okazało się, że by dostać się do specjalisty, muszę mieć skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Dostałem więc numerek i przesuwając się raz lewym, raz prawym bokiem tak, by moim rewersem urazić jak najmniejszą grupę ludzi, dotarłem pod wskazany gabinet. Po, ku mojemu zdumieniu, dość krótkim oczekiwaniu, bo czym wobec wieczności jest marna godzina, wszedłem do gabinetu. Lekarz pierwszego kontaktu, okazał się lekarzem  kontaktu wielokrotnego, bo już kilka razy leczył mnie z drobnych dolegliwości. Zbadał, opukał, podrapał się w głowę, po czym zaparł kolanem o moją tylną część wrażającą brak szacunku, złapał za ramiona i ustawił mnie w pionie. Jęk jaki przy tym wydałem musiał być przerażający, bo zza drzwi gabinetu dotarł odgłos uciekających w panice ludzi. Byłem zadowolony, lecz tylko połowicznie. Okazało się bowiem, że owszem, przyjąłem pozycję mniej żenującą, ale Japończyka teraz nie mógłbym przywitać. Pan doktor wyjaśnił, że trzeba jakieś blokady, prześwietlenia, rehabilitacje ale to już działka neurologa. Dał mi skierowanie a ja opuściłem gabinet wyprostowany. Ze wzmiankowanym skierowaniem udałem się ponownie do rejestracji. Po upływie czasu, tak nieistotnego wobec wieczności, znów stanąłem przed obliczem pani rejestratorki. Tym razem dosłownie. Po wielokrotnym przewertowaniu skierowania zaczęła wklepywać dane do komputera. Stukała w klawiaturę tak długo, że ze wstukanych znaków mogłoby powstać dzieło rozmiarów „Przeminęło z wiatrem”. Wreszcie tryumfalnie podniosła głowę i podała mi termin wizyty u neurologa. Termin odległy jak Galaktyka Oriona. Widząc moje zdumienie dodała szybko – Wcześniej się nie da, może być później.-  Gdy, sztywny jak generał Jaruzelski na defiladzie, odchodziłem od okienka, zagadnął mnie starszy pan czekający w kolejce.
- Pan to ile ma lat?
- Pięćdziesiąt dwa – Odparłem.
 Pokiwał głową ze smutkiem.
-No, to pan się może doczeka.