piątek, 10 czerwca 2016

Infantylia.pl

Pamiętacie z lat szczenięcych gazetki szkolne? Takie przeszklone gabloty, wiszące na ścianie szkolnego korytarza? Na korkowej tablicy, poprzypinane szpilkami, zdjęcia z wycieczek, uroczystości, czasami jakiś reportaż napisany przez redaktora szkolnej gazetki.  Taki tytuł zobowiązywał. Zobowiązywał do pisania tekstów przemyślanych, do używania poprawnej polszczyzny i to nie tylko dlatego, że kluczyk do popularności znajdował się w rękach pani od polskiego. Byki ortograficzne, stylistyczne, merytoryczne zatrzaskiwały przed autorem szklane drzwiczki gazetki. Napisanie nieprawdy groziło utratą przychylności nie tylko Kaśki z IIc .
Pierwsze strony portali internetowych kojarzą mi się z taką gablotkową prasą. Niestety, tylko optycznie. Ich poziom dziennikarstwa sugeruje, że w internetowych redakcjach brak jest pani od polskiego, gablotka nie jest zamykana na kluczyk, a redaktorzy na pewno nie znają rudej Kaśki z IIc.
Błędy ortograficzne, stylistyczne, merytoryczne, informacje wyssane z palca, to zaraza dzisiejszego Internetu. Co gorsze, widać że nikt nie szuka na tę zarazę szczepionki. Przestała się liczyć odpowiedzialność za słowa. Zastąpiła ją ilości kliknięć w newsa. Piszący, całą swoją energię i wiedzę wykorzystują do tworzenia przyciągających uwagę tytułów. Treść artykułu staje się sprawą nieistotną. Zachęcony tytułem internauta, żeby dowiedzieć się więcej, musi otworzyć newsa. I już jest sukces! Kolejne kliknięcie zarejestrowane przez licznik. To, że po przeczytaniu miałkiego tekstu, czytelnik jest zawiedziony, często zniesmaczony, nie powoduje u redaktorów odruchu posypywania głowy popiołem. Owszem, można skrytykować artykuł w komentarzach, ale ten medal ma dwie strony. Pierwsza to poziom komentujących. Nie odbiega na ogół od poziomu artykułu. Powstała taka zależność – im głupszy, bardziej infantylny news, tym głupsze wpisy pod nim. I to jest zrozumiały dobór naturalny. Szkoda tylko, że najwięcej komentarzy jest pod najgorszymi artykułami. Te sensowne, przemijają prawie niezauważone. Drugą stroną medalu jest to, że  komentarze  można  moderować, czyli zastosować w nowoczesnej erze Internetu mechanizm z odległych czasów PRL-u. Pozostawienie kilu nieprzychylnych komentarzy to, moim zdaniem, nic innego, jak zwykły chwyt reklamowy. Patrzcie! „Prawdziwa cnota, krytyk się nie boi”! Pewnie, że się nie boi. To przecież nie oznaka strachu, że na sześćdziesiąt (przeliczyłem!) newsów umieszczonych na pierwszej stronie jednego z największych portali informacyjnych, tylko cztery (!) były sygnowane nazwiskiem autora.
Internetowi redaktorzy, dorośnijcie! Przynajmniej do poziomu szkolnych gazetek .

Życzy Wam tego, z całego serca, Wojciech Maciej Hübner.