Pamiętacie z lat szczenięcych gazetki szkolne? Takie przeszklone gabloty, wiszące na ścianie
szkolnego korytarza? Na korkowej tablicy, poprzypinane szpilkami, zdjęcia z
wycieczek, uroczystości, czasami jakiś reportaż napisany przez redaktora szkolnej gazetki. Taki tytuł zobowiązywał. Zobowiązywał do
pisania tekstów przemyślanych, do używania poprawnej polszczyzny i to nie tylko
dlatego, że kluczyk do popularności znajdował się w rękach pani od polskiego. Byki
ortograficzne, stylistyczne, merytoryczne zatrzaskiwały przed autorem szklane
drzwiczki gazetki. Napisanie
nieprawdy groziło utratą przychylności nie tylko Kaśki z IIc .
Pierwsze strony portali internetowych kojarzą mi się z taką gablotkową prasą. Niestety, tylko
optycznie. Ich poziom dziennikarstwa sugeruje, że w internetowych redakcjach
brak jest pani od polskiego, gablotka
nie jest zamykana na kluczyk, a redaktorzy
na pewno nie znają rudej Kaśki z IIc.
Błędy ortograficzne, stylistyczne, merytoryczne, informacje
wyssane z palca, to zaraza dzisiejszego Internetu. Co gorsze, widać że nikt nie
szuka na tę zarazę szczepionki. Przestała się liczyć odpowiedzialność za słowa.
Zastąpiła ją ilości kliknięć w newsa.
Piszący, całą swoją energię i wiedzę wykorzystują do tworzenia przyciągających
uwagę tytułów. Treść artykułu staje się sprawą nieistotną. Zachęcony tytułem internauta,
żeby dowiedzieć się więcej, musi otworzyć
newsa. I już jest sukces! Kolejne kliknięcie
zarejestrowane przez licznik. To, że po przeczytaniu miałkiego tekstu, czytelnik
jest zawiedziony, często zniesmaczony, nie powoduje u redaktorów odruchu posypywania głowy popiołem. Owszem, można
skrytykować artykuł w komentarzach, ale ten medal ma dwie strony. Pierwsza to
poziom komentujących. Nie odbiega na ogół od poziomu artykułu. Powstała taka
zależność – im głupszy, bardziej infantylny news, tym głupsze wpisy pod nim. I
to jest zrozumiały dobór naturalny. Szkoda tylko, że najwięcej komentarzy jest
pod najgorszymi artykułami. Te sensowne, przemijają prawie niezauważone. Drugą
stroną medalu jest to, że komentarze
można moderować, czyli zastosować
w nowoczesnej erze Internetu mechanizm z odległych czasów PRL-u. Pozostawienie
kilu nieprzychylnych komentarzy to, moim zdaniem, nic innego, jak zwykły chwyt
reklamowy. Patrzcie! „Prawdziwa cnota, krytyk się nie boi”! Pewnie, że się nie
boi. To przecież nie oznaka strachu, że na sześćdziesiąt (przeliczyłem!) newsów
umieszczonych na pierwszej stronie jednego z największych portali informacyjnych,
tylko cztery (!) były sygnowane nazwiskiem autora.
Internetowi redaktorzy, dorośnijcie! Przynajmniej do
poziomu szkolnych gazetek .
Życzy Wam tego, z całego serca, Wojciech Maciej Hübner.