„U nas w Deutschland…”, „ Wy Polacy…”, „… i wiesz, Hans
kupił Kühlschrank, no jak to jest po polsku…?” Myli się ten, kto sądzi, że cytuję
fragmenty rozmowy z Niemką znającą
nieźle język polski. Tak, zaledwie po ośmiomiesięcznym pobycie u naszych
zachodnich sąsiadów, mówiła moja kuzynka.
Żeby było jeszcze „zdziwniej”, przed wyjazdem z Polski pracowała jako nauczycielka
w szkole podstawowej w klasach 1-3, co oznacza, że uczyła również języka
polskiego. Języka nie zapomniała. Przekonałem się o tym dobitnie, gdy zwróciłem
jej uwagę wytykając gwałtowne „zniemczenie”.
Obdarowała mnie kwiecistą „wiązanką” słów czysto polskich.
No cóż, kuzynka daleka na tyle, że nie tęsknię za kontaktami
z nią. Tym bardziej, iż, mimo nazwiska z „umlautem”, mój niemiecki raczej
kulawy jest i możemy się nie porozumieć.
Warto jeszcze dodać, że ów Hans co jej Kühlschrank kupił,
wykazując się niewątpliwie wielką miłością, to Janek z nazwiskiem kończącym się
na niezwykle swojsko brzmiące „…wski”.
Taką samą końcówkę ma nazwisko pana, którego miałem zaszczyt
poznać niedawno. Rozmawiałem z nim prawie godzinę.
Jak najpiękniejsza melodia brzmiało
miękkie „g” w słowach inteligencja, geografia. W zachwyt wprawiało naturalne „ł”
przedniojęzykowe. Ogromny zasób słów, z
których mój rozmówca budował zdania, przewyższał zawartość niejednego współczesnego
słownika języka polskiego.
Byłem zdumiony. Dlaczego? Otóż pan Antoni od 1939 roku nie mieszka w Polsce. Przewędrował pół świata
i po wojnie na stałe zamieszkał w Anglii. Po ponad 70 latach nie mówi „U nas w Anglii” tylko „W Anglii, gdzie
mieszkam”, „My, Polacy.” I jestem pewien, że gdyby opowiadał mi o zakupach
nowego wyposażenia mieszkania, to okazałoby się, że kupił lodówkę, a nie fridge, czy icebox.
Pan Antoni angielski zna perfekcyjnie. Ze swoją żoną,
bardziej brytyjską niż królowa Elżbieta, porozumiewa się tylko w tym języku.
Mieszka w małej miejscowości na północy wyspy, gdzie nie zapuszczają się ani
emigranci, ani turyści znad Wisły.
Dlaczego przytoczyłem te dwie historie? Bo przeraża mnie
fakt, że takich kuzynek z „Kühlschrankiem” na plecach jest coraz więcej, a
panów Antonich z polskością w sercach, wkrótce może zabraknąć.