środa, 17 sierpnia 2016

Prawdziwy pan Killer


Przypomniała mi się scena z „Kilera”. Ta, w której Jurek Kiler kupuje rzodkiewkę na straganie, a sprzedawczyni próbuje zlecić mu zabójstwo męża.

Jaki powód tego wspomnienia? Spotkanie z kolegą. Niezbyt bliskim, takim, z którym maksymalnie pół litra, a nie morze wódki w życiu wypiłem. Ale kolega, niezależnie od opromilowania, jest kolegą, więc zagadnięty przez niego na ulicy, wdałem się w pogawędkę. 

Po kilku zdawkowych, nie mających nic wspólnego z rzeczywistością, uwagach typu: „Nic się nie zmieniłeś!”, „ No tak, elegancki jak zawsze”, „ Ćwiczysz coś, bo tak wyszczuplałeś?” kolega wziął głęboki oddech i wypalił: „Ale Marianowi dowaliłeś zdrowo!”.

Zdumienie moje było przeogromne, bo nie należę do sięgających po argumenty fizyczne zbyt często, a Mariana na liście wyjątków nie było. Już chciałem powoływać się na piątą poprawkę do konstytucji, gdy kolega wyjaśnił, że czytał mój felieton o Marianie i jego łódce.

Odetchnąłem, nawet się uśmiechnąłem, bo to przyjemne, gdy słowo moje pisane okazuje się również słowem czytanym. Niestety, dość szybko mój miły nastrój ulotnił się. Słuchałem dalszej wypowiedzi znajomego i szczypałem się w udo, bo trudno mi było uwierzyć, że to nie sen.

- Ty tak umiesz napisać, żeby w pięty poszło. I kuzynki nie oszczędziłeś i sąsiadom dopiekłeś. Marian to pewnie teraz się wstydzi pokazać. A ja mam taką sprawę. Delikatną, ale w sam raz dla ciebie. Widzisz, rozwiodłem się,  a mojej byłej gęba się nie zamyka.  Łazi i gada wszędzie jaki to ja nie byłem, jaki drań, babiarz i takie tam różne. Ja podrzucę ci kilka historyjek o niej, to napiszesz taki felietonik. Ja nie umiem tak jak ty, a trzeba jej nosa przytrzeć. Sporo znajomych czyta twojego bloga.

Zdumienie malujące się na mojej twarzy, kolega mylnie odczytał jako wahanie, bo dodał natychmiast.

- Oczywiście stary, ja ci zapłacę. No wiesz jak zlecenie to zlecenie.

Krótką chwilę zastanawiałem się, czy nie dodać go do wyjątków na mojej liście zetkniętych z argumentacja fizyczną. Postanowiłem jednak „dowalić” mu w inny sposób.

- Rozumiem cię doskonale, ale tego zlecenia nie mogę przyjąć.

- Dlaczego?

- Kodeks, rozumiesz,  zawodowy. Kolidowałoby to z innym zleceniem.

- Jakim?

- Twoja żona była szybsza. Mam od niej zlecenie na ciebie.

Zostawiłem go, z otwartą ze zdziwienia  gębą, na środku ulicy. Sam, mimo obolałego od szczypania uda,  nonszalanckim ,  jak przystało na zawodowca, krokiem,  odszedłem w siną dal.


Zawodowiec. Killer. Prawdziwy pan Killer.