piątek, 23 września 2016

Zwiększona dawka polocardu


Jest taki uniwersalny sposób na stres, nerwy, przerażenie i wiele jeszcze innych spraw równie  sprzyjających zawałowi. Mieć wszystko w tej części ciała, która umiejscowiona jest na zapleczu.

Przez jakiś czas stosowałem tę metodę. Jednak dbałość o sylwetkę zmusiła mnie do jej porzucenia. Tyłek, w którym musiało się coraz więc spraw mieścić, stawał się godny Kim Kardiashan czy, przynajmniej,  Jo Lopez.
Gdybym teraz chciał do tej metody wrócić, to moje "zaplecze" musiałoby mieć obszar pewnego okrągłego,  sporego budynku w Warszawie. Ani to estetyczne,  ani wygodne.

Podobno jest też metoda polegająca na „wykrzyczeniu z siebie stresu”. Nie wiem czy jest skuteczna. Nigdy jej nie stosowałem. No bo takie krzyczenie w próżnię to chyba nie to, a do kobiety w domu krzyczeć , skoro ma takie poglądy jak ja – bez sensu.  Na ulicy wrzeszczący facet może spowodować stres u innych, a ja nie chcę być powodem czyjejś utraty zdrowia.

W oczekiwaniu więc na to, by politycy przestali grzebać w macicach kobiet, a zaczęli grzebać w np. gospodarce, by podręcznik do historii w gimnazjum był grubszy i bardziej treściwy niż „Gość Niedzielny”, by medale dostawali zasłużeni a nie służalczy, by zaczęto myśleć nie tylko o zarodkach ale i o urodzonych, i na normalność w wielu innych sprawach, przyjmuję zwiększoną dawkę leków mających  zapobiec  zawałowi.

Być może wrócą czasy, gdy ponownie spraw niechcianych będzie tyle, że nie trzeba będzie ich „wpychać na zaplecze”, ani wydawać majątku na lekarstwa. I będą tak błahe, że wystarczy zwykłe machnięcie na nie ręką.


Być może, choć obserwując sylwetki polityków, zauważyłem u większości powiększające się „zaplecze”.  To  ewidentnie dowód na to, gdzie nas mają.